FilmyRecenzje Filmowe

Men in Black: International (2019)

To może być najkrótsza recenzja, jaką napisałem na fsgk.pl. Po prostu nie wiem, co mam wam, kochani czytelnicy, powiedzieć. Może tak: jeśli gdzieś tam na zapleczu świata, za plecami społeczeństw trwają pracę nad prawdziwą sztuczną inteligencją, jeśli do jej testowania używa się przemysłu filmowego, to śpieszę donieść, że być może mamy przełom. „Men in Black: International” to prawdopodobnie pierwsza pełnometrażowa produkcja napisana i wyreżyserowana przez AI. Inaczej sobie tego nie potrafię wyjaśnić.

Kadr z filmu "Men in Black: International"
Jak zabić charyzmę najgorętszej pary ekranowej w Hollywood, prezentuje F. Gary Gray.

Sprawa wygląda tak: to na pewno jest film, bez dwóch zdań. Ma scenariusz, dialogi i scenografię. Są w nim efekty. Grają aktorzy, wygłaszają swoje kwestie i coś tam jeszcze robią. A to się biją, a to strzelają, a to próbują żartować. Wszystko (dosłownie: WSZYSTKO) jest jednak tak miałkie, bezjajeczne i nijakie, że tylko jakiś sztuczny byt mógł to z siebie wyrzucić, zakładając sukces. Przecież jest tu trochę zakurzona, ale całkiem dobra marka, znani i uznani aktorzy, a także reżyser – F. Gary Gray – który stworzył energetyczną i jedną z najbardziej kasowych odsłon „Szybkich i wściekłych”.

O czym to, zapytacie? Ano mamy agenta H (Chris Hemsworth), który mierzy się z samym sobą i z wtyczką w organizacji Facetów w Czerni. Jest silna i niezależna kobieta M (Tessa Thompson), która udowadnia, że do tajnej super-komórki można po prostu dostać się za pomocą nagabywania i stalkingu. Jest wreszcie kolejny „wihajster”, od którego zależy coś tam i chce go ktoś tam, i oczywiście jak to nie wyjdzie, to Ziemię czeka zagłada.

Kadr z filmu "Men in Black: International"
Misa jusa komik reliefsa.

Zero polotu, zero oryginalności, zero świeżych pomysłów. Brak tempa, nieśmieszne dialogi, żenujące próby rozśmieszenia widza scenami, gdzie bohaterowie uciekają albo walczą. W jakim uniwersum, powiedzcie mi kochani, można mieć w filmie takie petardy jak Hemsworth i Thompson, i sprowadzić ich do poziomu braku chemii i zera charyzmy? Przecież ta para to (obok geniuszu Waititiego) główne powody sukcesu „Ragnarok„! Byli tam fantastyczni, obydwoje! W „MiB:International” są tak zwyczajni i nijacy, że równie dobrze można było zatrudnić Karolaka i Trojanowską. A jeszcze jest tu mały pomocnik z głosem Kumaila Nanjianiego. Zabawny i potrzebny tej historii jak, nie przymierzając, Jar Jar Gwiezdnym Wojnom.

Nie wiem, czy to najgorszy film, jaki widziałem w tym roku, niestety konkurencja jest duża (na pana patrzę, panie Piekielny), ale na pewno jest w ścisłej czołówce. Nawet z poprzednich produkcji na poziomie dna coś jednak pamiętam, a o „Men in Black:International” zapomniałem 15 minut po seansie. Nawet na potrzeby recenzji musiałem sięgać do notatek i skrótów fabuły w necie, bo bez tego nie mogłem sobie przypomnieć, o czym to w zasadzie było. Wielkie nazwiska, niezła marka, duży potencjał i kompletna katastrofa, porównywalna chyba tylko z „Terminator: Genisys”. Nie wiem, jakie były plany, ale czuję, że ze światem facetów i babeczek w ciemnych garniturach i okularach żegnamy się na długo, jeśli nie bezpowrotnie.

Kadr z filmu "Men in Black: International"
Dobrze, że „Ragnarok” powstał, bo inaczej (po MiB i Ghotsbusters) nikt by nie uwierzył, że Chris Hemsworth ma talent komediowy.
Men in Black: International (2019)
  • Ocena SithFroga - 1/10
    1/10

Related Articles

29 Comments

  1. Dla mnie Hemsworth jeszcze się starał, ale Thompson zupełnie olała temat (może wiedziała jak słaby wyjdzie z tego film i nie ma co się wysilać, była beznadziejna), co tu dużo mówić, główny wróg wypadł naprawdę słabo, arcykoksy zostały załatwione w kilka sekund właściwie nie wiadomo jak i dlaczego. Coś w tym filmie było, ale tak naprawdę nie wiem co – jednak mimo wszystko 2/10 byłoby lepsze, bo jedynki dostają tu filmy żenujące i nie nadające się do oglądania – ten jest minimalny poziom wyżej.

    1. Nie wiem, 2 dałem Hellboyowi, z którego coś zapamiętam, MiB:I to bezsensownie stracone dwie godziny życia, których nikt mi nie odda. Ten film nie zasługuje na ani jedno dobre słowo.

  2. Tak właśnie mam zamiar obejrzeć i mam zamiar, ale bez Willa i Tommy’ego nie mogę się zebrać. Skoro jest taka kaszanka, to chyba jednak odpuszczę.

  3. Tak właśnie mam zamiar obejrzeć i mam zamiar, ale bez Willa i Tommy’ego nie mogę się zebrać. Skoro jest taka kaszanka, to chyba jednak odpuszczę.

    1. Nie polecam, naprawdę nie warto. Nie ma tu nawet jednej sceny czy jednego dialogu, dla którego warto byłoby tracić czas.

  4. Szkoda zmarnowane potencjału, bo mogli połączyć MiB z Jump Street i zrobić całkiem fajną komedię. Po kiepskich wynikach w box office pewnie nie dojdzie do połączenia obu marek

    1. Ano szkoda, MiB samo w sobie było świetną komedią, kolejne części już słabiej, ale to nadal była marka, którą można było jeszcze w ciekawym kierunku rozwinąć. Poza tym chłopaki z 21/22 Jump Street plus kosmici? Poproszę!

  5. Tak teraz spojrzałem na ocenę chociażby Zemsty Salazara, z której nie zapamiętale nic poza komputerowo odmlodzonym Deepem tam bylo 4/10 tu ta jedynka jest tragicznie odstraszajaca dla ludzi którzy filmu nie widzieli, a ocena jest taka sama jak filmu Gulczas…

    1. Zacytuję sam siebie z innego komentarza:

      „Kiedyś dałem 10 Pacific Rimowi (pierwszemu), a to wcale nie znaczy, że w bezpośrednim starciu jest lepszym filmem niż jakiś dowolny Scorsese, który dostał ode mnie na przykład 8 czy 9.

      Moja ocena to suma czynników takich jak możliwości, potencjał, budżet, nazwiska w obsadzie, marka (jeśli to kolejna część) i jaki to na końcu daje efekt? Dla mnie MiB nie jest średniakiem, to film od początku do końca zły, marnujący olbrzymią kasę i talent wspaniałych aktorów. 4 czy 5 to ja mogę dać filmowi, który można obejrzeć do kotleta i nie mieć poczucia winy za zmarnowany czas. MiB:I nie powinien obejrzeć już nikt i nigdy.”

      1. W takim razie 1 powinny dostać także „Przebudzenie mocy”, które jest moim największym rozczarowaniem i tu najbardziej czułem zmarnowany czas, „Batman kontra Superman”, film dno czy „Liga Sprawiedliwości”, którą na swoje nieszczęście obejrzałem dwa razy a nadal nie pamiętam jaki tam właściwie był główny wątek.
        Kończąc temat film jest słaby nie ważne czy na jeden czy na dwa, czy nawet na trzy punkty, Faceci w Czerni obniżają poziom od pierwszej części, a nowy film podtrzymał ten trend z całą mocą.

        Joker! Joker! Joker!

        1. Jokera widziałem, tekst się pisze chociaż dostanę za niego po łbie coś czuję 😉

          1. Jak nie będziesz piał z zachwytu to nie dostaniesz, ten film nie jest taki jaki powinien być. Choć gdyby był początkiem serii filmów (tak jak Iron man) to spokojnie po latach by się obronił, na dzisiaj widziałem kilka lepszych filmów nawet w tym półroczu. Choć ma momenty, ale Phoenix też nie daje aż tak bardzo rady. Jestem ciekaw czy zauważysz kilka absurdalnych niedorzeczności tego filmu.

      2. Nigdy nie byłem fanem ocen liczbowych w recenzjach filmów, gier itd, bo zawsze niesie to że sobą konsekwencji w postaci komentarzy, a czemu ten film ma 1na 10, a nie 2/10. Mało kto zwraca uwagę, że jest to bardziej ocena subiektywna i autor nie uwzględnia w niej wszystkich filmów świata, tylko inne czynniki jak np poziom części czwartej względem poprzednich trzech

        1. Otóż to. Ludzie porównują oceny między filmami. Można, ale naprawdę dużo warunków musiałyby te produkcje spełnić (ten sam gatunek chociażby).

          Bo inaczej jak porównać Ojca Chrzestnego z Dniem Świstaka, Pacific Rim albo Szeregowcem Ryanem? Nie ma opcji.

    2. Mnie się tam Zemsta Salazara podobała. Owszem, słabsza od pierwszych trzech części, ale nadal o co najmniej jedną długość przed Nieznanymi Wodami. Szkoda, że Depp się nie postaral i zagrał swoje na odpierdol, bo sam scenariusz nie byl taki zły.

      1. Zemsta Salazara miała fajny pomysł, gorzej z wykonaniem i jednak za dużo powtórzyli z jedynki.

    1. Nie zrównuję. Kiedyś dałem 10 Pacific Rimowi (pierwszemu), a to wcale nie znaczy, że w bezpośrednim starciu jest lepszym filmem niż jakiś dowolny Scorsese, który dostał ode mnie na przykład 8 czy 9.

      Moja ocena to suma czynników takich jak możliwości, potencjał, budżet, nazwiska w obsadzie, marka (jeśli to kolejna część) i jaki to na końcu daje efekt? Dla mnie MiB nie jest średniakiem, to film od początku do końca zły, marnujący olbrzymią kasę i talent wspaniałych aktorów. 4 czy 5 to ja mogę dać filmowi, który można obejrzeć do kotleta i nie mieć poczucia winy za zmarnowany czas. MiB:I nie powinien obejrzeć już nikt i nigdy.

  6. A jak po pierwszym zwiastunie wieszczyłem, że to będzie straszny kupiszon, to niektórzy mi nie wierzyli. Wie się coś niecoś o złych filmach. 😉

  7. Moim zdaniem kiedys „aktor” byl znany z bycia aktorem. Teraz aktorzy znani sa glownie z bycia super bohaterami. Na film czekalo sie bo mial w nim zagrac powiedzmy tom hanks czy robercik de niro. Teraz? Czeka sie na nowy film o spider manie, czy o batmanie. Wielkie nazwiska gwiazd zostaly zastapione postaciami miedzy innymi z komiksow.

    Pytanie co mialo wiekszy wplyw na sympatie widzow do thora. To ze gral go chris czy to ze byl to po prostu Thor? Bez peleryny i mlota/ topora juz jest lipa na ekrania niestety.

    1. To jest trafne i ciekawe spostrzeżenie. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy, kiedy Marvel zacznie wprowadzać nowe postacie w miejsce starych. Pierwsza będzie chyba pani Thor.

    2. Nie do końca się zgadzam. Po prostu aktorzy z Avengersów to nie jest pierwsza liga.

      Ja nadal czekam z wypiekami na twarzy na cokolwiek z DiCaprio, Pittem czy Phoenixem (ewentualnie z Gyllenhaalem, McAvoyem czy Fassbenderem choć ten ostatni ma ostatnio pecha) . Tak samo jak w ciemno idę oglądać wszystko od Scorsese, Tarantino czy innego Villeneuve.

      Po prostu akurat aktorzy grający latami Thora czy kapitana Amerykę to są niezłe talenty, ale nie ten kaliber, żeby ciągnąć cały film.

      A co do Thora: dla mnie wystarczy obejrzeć najpierw 1 lub 2, a potem Ragnarok, żeby zobaczyć ile talentu wydobył z Hemswortha Waititi.

  8. Ludzie w ogóle parktycznie nie znali Thora, to była postać znana garstce zapaleńców komiksowych. Cała postać trzeba było napisać pod kino, a i wielka chwała Hemsworthowi za to że tak się w niej sprawdził. To samo można powiedzieć o Iron Manie, Hulku, dr Durum, właściwie większości postaci MCU. I tego Marcelowi nikt nie odbierze, że stworzyli nowe-stare gwiazdy popkultury o tak globalnym zasięgu.

    Świetnie tłumaczył to mój kolega Pquelim na tutejszych ramach, jeśli nie widziałeś to podrzucam linka:

    https://fsgk.pl/wordpress/2019/05/msciwoje-epilog/

    Długi tekst co prawda, ale warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button